Pomysł zdobycia najwyższego szczytu Wysokich Taurów, a zarazem i samej Austrii, zrodził się rok wcześniej w trakcie podboju innego trzytysięcznika z tego pasma- Groβvenedigera (3666 m n.p.m.). W austriackich Alpach zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia, toteż niedziwne, że dwanaście miesięcy później jesteśmy w busie, który zmierza do miejscowości Kals am Groβglockner. Stąd, po dziewięciogodzinnej podróży z Polski, rozpoczniemy wspinaczkę na szczyt.
Do Kals, a konkretnie do doliny z której wszyscy wspinacze wyruszają do góry, docieramy chwilę po 5 rano. Dzień powoli budzi się do życia, a naszym oczom, gdzieś daleko z przodu, ukazuje się cel tego wyjazdu- Groβglockner. Widok robi wrażenie, więc czym prędzej kończymy przepakowywanie i ruszamy przed siebie.
Startujemy z poziomu około 1900 m n.p.m., co oznacza że pierwszego dnia mamy do pokonania prawie 1500 metrów przewyższenia. Szlak początkowo nie sprawia większych trudności. Powoli pnie się on do góry szeroką drogą, która jednocześnie jest drogą dojazdową do znajdującego się przed nami schroniska Lucknerhütte (2241 m n.p.m.). Na trasie miniemy jeszcze jedno schronisko zanim dostrzemy do bazy noclegowej. Mowa tutaj o Stüdhütte (2802 m n.p.m.), które swoim kształtem przypomina przewróconą beczkę. Bryła oczywiście dobrany jest tak, aby zniwelować do minimum jakiekolwiek zagrożenie ze strony warunków atmosferycznych. W tak pięknych okolicznościach decydujemy się na krótką przerwę i kawę zanim ruszymy dalej.
Tuż przed naszym miejscem noclegowym, czeka nas lodowiec z aktywnymi szczelinami. To pierwsze miejsce gdzie spotykamy śnieg tego lata, pora zatem na przerzucenie trochę ciężaru z plecaka na całe ciało. Uzbrojeni w raki, czekan, uprząż, linę i kask, krok za krokiem pokonujemy lodowiec. Na szczęście od kilku dni nie było opadów śniegu, więc szczeliny są widoczne i bez problemu pokonujemy je dzięki mostom śnieżnym. Ostatni etap drogi na dziś to krótki odcinek granią, gdzie mamy możliwość wpiąć się lonżą do stalowej linki i w pełni zabezpieczeni, dojść do schroniska Erzherzog- Johann- Hütte (3451 m n.p.m.). Zmęczeni po całonocnej podróży a przede wszystkim po dojściu na tą wysokość, zasypiamy o 20, wcześniej ustawiając budzik na 5 rano.
Kolejny dzień budzi nas pięknym wschodem słońca, bezchmurnym niebem i wspaniałym widokiem nie tylko na Groβglocknera ale i na góry dookoła schroniska. Plecaki na atak szczytowy spakowaliśmy dzień wcześniej, kończymy zatem śniadanie i rozpoczynamy decydującą fazę naszej wyprawy. Nieco zdenerwowani ale i podekscytowani wiążemy się liną w jeden zespół i podążamy na lodowiec powyżej schroniska. Śnieg szybko się kończy a my stajemy przed granią, która zaprowadzi nas na sam szczyt. To co wydawało się jednak bardzo bliskie (brakuje nam zaledwie 200 metrów w pionie) okazuje się być dosyć odległe. Droga na szczyt przypomina momentami wspinaczkę skalną. Ręce pozostają w ciągłym kontakcie ze skałą, co chwilę zakładamy mini stanowiska, ubezpieczamy się za pomocą metalowych tyczek a wszystko dlatego, ponieważ droga jest mocno wyeksponowana. Nie jesteśmy też sami na szlaku. Ten dzień wybrały dziesiątki innych zdobywców z całej Europy a wzmożony ruch na trasie nie pomaga w kwestii bezpieczeństwa. Wreszcie po prawie 4 godzinach wspinaczki, widzimy symboliczny krzyż, który oznacza szczyt. Nasza radość jest ogromna, cel został osiągnięty. Gratulujemy nie tylko sobie nawzajem ale i innym ekipom, które razem z nami są w tej chwili na najwyższym punkcie Austrii. Dookoła nas roztacza się piękna panorama toteż aparaty i telefony poszły w ruch. Pogoda i atmosfera jest cudowna. Nie może to jednak trwać wiecznie i po kilkudziesięciu minutach rozpoczynamy zejście. We wspaniałych nastrojach, z uśmiechem na twarzy dochodzimy do schroniska Erzherzog, gdzie czekają na nas pozostawione w depozycie rzeczy. Mijamy pozostałe schroniska by późnym wieczorem dotrzeć do podnóża doliny, gdzie na parkingu pozostał nasz bus. Odwracamy się i zerkamy jeszcze kilka razy na zasłoniętego w tym momencie przez deszczowe chmury Groβglocknera. Trudno uwierzyć, że jeszcze kilka godzin wcześniej tam byliśmy i w pełnym słońcu patrzyliśmy na dolinę w której obecnie jesteśmy. Z Glockiem żegnamy się dopiero następnego dnia, jednocześnie dziękując mu, że pozwolił nam na siebie wejść. Jest to góra zdecydowanie warta zdobycia.
Default Gallery Type Template
This is the default gallery type template, located in:
/home/bombillatexm/ftp/wp-content/plugins/nextgen-gallery/products/photocrati_nextgen/modules/nextgen_gallery_display/templates/index.php.
If you're seeing this, it's because the gallery type you selected has not provided a template of it's own.