Większości z nas Mała Fatra kojarzy się z Wielkim Krywaniem, Rozsutcem, Stohem czy chatą pod Chlebem. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Zazwyczaj właśnie te szczyty wybieramy, gdy pierwszy raz odwiedzamy to niesamowite, słowackie pasmo górskie. Jednak gdy już zaliczymy tatrzańskie klasyki, warto zobaczyć to co mniej oczywiste. Wychodząc właśnie z tego założenia, postanowiłem na kolejny mój cel w Małej Fatrze wybrać Martinskie Hole i najwyższą w tej części- Wielką Luke (1476 m n.p.m.).
Śmiało mogę stwierdzić, że zaraz po słowackiej części Tatr, Mała Fatra jest najczęściej odwiedzanym przez Polaków pasmem górskim u naszych południowych sąsiadów. Nie bez powodu też, nazywana często jest Tatrami w miniaturze, a jej różnorodność i piękno zachwyca o każdej porze roku. To wszystko złożyło się na to, że w tą część Słowacji jeżdżę często i staram się poznawać ją coraz lepiej. Gdy zatem uznałem już, że północno wschodnią partię zwiedziłem w satysfakcjonującym stopniu, postanowiłem zobaczyć co czeka mnie po drugiej stronie Wagu, w tak zwanej Luczańskiej Małej Fatrze.
Jako główny cel wycieczki obrałem sobie najwyższy punkt w tej części, czyli Wielką Lukę mierzącą 1476 m n.p.m.. Start trasy to miejscowość Turie, która jest zlokalizowana na zachód od głównego grzbietu Małej Fatry. Pierwszy wybitny punkt jaki zaliczę będąc już na grzbiecie to szczyt Mincol (1364 m n.p.m.) , który według mapy powinien dostarczyć piękne widoki, nie tylko na pozostałą część Małej Fatry, ale i na pobliskie miasto Żilina. Kolejny etap to już Wielka Luka a dalej szczyt Veterne, skąd skieruje się już z powrotem do miasteczka Turie. Plan opracowany, plecak spakowany, pogoda wyśmienita na cały dzień, pora ruszać.
Turie to mała miejscowość, którą zamieszkuje około 2000 obywateli. Z Żiliny dojedziemy tutaj, kierując się na południe, drogą numer 64, prowadzącą między innymi do Rajeckich Teplic. Idealnym miejscem na pozostawienie samochodu jest centrum wsi, tuż obok urzędu gminy, gdzie swój początek mają szlaki prowadzące na grzbiet Luczańskiej Małej Fatry. W pobliskim sklepie zrobić można ostatnie zakupy (obowiązkowo czekolada Studentska), a tuż obok w barze skorzystać z toalety (klimat jak w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, wszyscy palą papierosy wewnątrz lokalu a miejscowi mężczyźni dzień rozpoczynają od wspólnego piwa i pogaduszek).
Zaczynam od żółtego szlaku, który poprowadzi mnie na pierwszy szczyt- Mincol. Początkowo trasa kluczy pomiędzy domami i wąskimi uliczkami, co na szczęście nie trwa zbyt długo. Zawsze powtarzam sobie, że najgorszy etap wędrówki to podchodzenie do szlaku właściwego, czyli tego poza zabudową miejską (czy też wiejską jak w tym przypadku). Moja radość jest jednak przedwczesna, bo pomimo ewidentnego opuszczenia Turie, nadal znajduje się na asfaltowej drodze, powoli pnącej się ku górze. Pomimo oznak cywilizacji pod stopami (asfalt), już teraz mogę odczuć, że jest to okolica, którą znacznie rzadziej odwiedzają turyści. Oczywiście na szlaku nie ma nikogo (może to być podyktowane środkiem tygodnia) ale i sama natura jest tu nieco bardziej ożywiona. W ciągu pierwszej godziny wędrówki spotykam na swojej drodze kilka saren oraz jelenie, które na mój widok uciekają w popłochach do lasu.
Już po czterech kilometrach zaczynam po cichu przeklinać asfalt pod moimi nogami. Od razu w głowie staje mi droga do Morskiego Oka, która zdecydowanie nie należy do moich ulubionych. Dodatkowym minusem jest nachylenie trasy, które jest dosyć niewielkie. Kilometry przybywają, ale niekoniecznie wysokość. Wreszcie, po ponad 6 kilometrach wędrówki, moje prośby zostają wysłuchane, szlak skręca w las i dalej wiedzie wąską leśną ścieżką. W trakcie mojej betonowej, sześciokilometrowej wycieczki, pokonałem niecałe 400 metrów wzniesienia ( z 440 m n.p.m. – Turie, na około 830 m n.p.m.). Do Mincola brakuje mi jeszcze ponad 500 metrów przewyższenia.
Moje obawy co do wolnego nabierania wysokości, zostają skutecznie i szybko rozwiane. W ciągu kolejnego kilometra marszu, przybywa mi 200 metrów wysokości. Odczuwam to w przyspieszonym oddechu i ilości potu, który nagle zaczął pojawiać się na moich plecach. Od kiedy opuściłem asfaltową drogę, szlak zmienia się diametralnie. Dużo większe nachylenie, leśne podłoże i wreszcie, pierwsze panoramy i widoki na pobliską okolicę. W głębi ducha wiem, że to i tak dopiero przedsmak tego co czeka mnie na grzbiecie.
Po około 2 godzinach marszu spotykam niebieski szlak, który na szczyt prowadzi z miejscowości Visnove. To oznacza, że Mincol jest coraz bliżej a ja powoli zaczynam dostrzegać te piękne panoramy, które obiecywała mapa i przewodnik. Nie zatrzymuje się jednak na długo, choć muszę przyznać, że widoki już teraz robią ogromna wrażenie. Idę dalej przed siebie w stronę oddalonego o kilkadziesiąt metrów krzyża z dwoma ramionami, zwiastującego bliski szczyt. Oto i on, Mincol 1364 m n.p.m., zdobyty po nieco ponad 9 kilometrach marszu w czasie 2 godziny 15 minut, krócej o godzinę niż to co sugeruje mapa.
Szczyt Mincola jest miejscem, które warto, a nawet należy odwiedzić. Muszę przyznać, że już dawno nie miałem okazji podziwiać tak rozległej i zachwycającej panoramy. W kierunku północno- zachodnim podziwiam, prawie że z lotu ptaka, ZIlinę. To chyba najlepsze miejsce do obserwacji tego miasta i przecinającej go rzeki Wag. Podążając wzrokiem na wschód, dostrzegam pobliskie pasmo Małej Fatry Krywańskiej, czyli największą część tych gór. Z łatwością rozpoznaję Wielki i Mały Krywań. Widoczny jest również Suchy oraz Chleb natomiast Stoha oraz Rozsutców, z tego punktu nie dostrzegę. Na prawo od Małej Fatry, gdzieś w oddali wznosi się Wielki Chocz, oraz Kubińska Hola. Niestety ale przy widoczności jaką ja zastałem, Tatr nie widać. Nie przeszkadza mi to jednak bo i tak jest na co patrzeć. Na wschód od szczytu widzę ponownie rzekę Wag, która za Strecnem przecina Małą Fatrę i dalej płynie u podnóży jej południowych zboczy. Tuż obok znajduje się kolejne duże, słowackie miasto- Martin. Nad Martinem z kolei i dalej w kierunku południowo- wschodnim podziwiam Wielką Fatrę. Panoramę od południa domyka Wielka Luka, która jest następnym etapem mojej wycieczki. Zanim jednak pójdę dalej, rozglądam się jeszcze po szczycie Mincola. Wspominałem już wcześniej, że jego kulminację stanowi typowy dla całej Słowacji krzyż z dwoma ramionami (który znajduje się na fladze tego państwa, dumnie stojąc na tatrzańskim Krywaniu). Obok krzyża stoi oczywiście szlakowskaz, który pokazuje wszystkie możliwe dojścia oraz kierunki dalszej wędrówki.
Wycieczkę kontynuuje już za szlakiem czerwonym. Zanim jednak zdobędę Wielką Lukę, czeka mnie jeszcze zejście do przełęczy pomiędzy dwoma szczytami i ponowne podejście, tym razem już na zbocza Wielkiej Luki. Jeszcze będąc na Mincole zauważyłem kilku paralotniarzy nad Martinskim Holem. Im bliżej szczytu się znajduję, tym więcej miłośników tego sportu mogę zauważyć. Ewidentnie warunki w tym dniu, bardzo im sprzyjają do latania. Na grzbiecie również spotykam pierwszych turystów, którzy tak jak ja wybrali się w góry zachęceni dobrą pogodą. Od razu raźniej.
Tuż przed szczytem Wielkiej Luki, znajduje się inny, bardziej skomercjalizowany szczyt- Krizava (1457 m n.p.m.). Łatwo go rozpoznać z daleka, poprzez maszt nadajnika telekomunikacyjnego wznoszący się wysoko na szczycie. Sama wieża i budynki do niej przylegające, otoczone są sporej wielkości betonowym murem, a ten z kolei otacza gęsto rosnąca w tym miejscu kosodrzewina. Myślę, że nie jestem pierwszą osobą, która skojarzyła to miejsce z więzieniem. Dokładniejszą eksplorację szczytu Krizava, planuje na drogę powrotną (tu zaczyna się mój szlak powrotny do Turie). Teraz chcę w końcu dojść do Wielkiej Luki i dalej do Veternego.
Szczyt Wielkiej Luki oddziela od Krizavy około dziesięciominutowy spacer. W trakcie tego odcinka, towarzyszą mi cały czas piękne widoki na Martin i Wielką Fatrę. Człowiek ma ochotę się zatrzymać i patrzeć. I w sumie powinien to zrobić, bo jak się okazuje, panorama z samej Wielkiej Luki, nie jest już tak zachwycająca. Porastająca szczyt kosodrzewina, ogranicza dosyć mocno widoczność z tego miejsca. Wielka szkoda, tym bardziej że tuż obok szlakowskazu, znajduje się tutaj kołowa rozpiska ciekawszych szczytów, jakie można stąd dostrzec (gdyby tylko kosodrzewina była nieco niższa). Kontynuuje dalszą drogę kolorem czerwonym, by dojść do ostatniego punktu na grzbiecie, czyli Veternego.
Veterny (1442 m n. p. m.) to ostatni szczyt na tak zwanym Martinskim Holu. Z tego miejsca możemy dostrzec najdalej na południowy- zachód oddaloną część Małej Fatry. Szczególnie w oczy rzuca się bardzo charakterystyczny szczyt Klak. Sam Veterny jest rozległym, trawiastym kopcem co bardzo zachęca do wypoczynku i dłuższej przerwy.
Martinske Hole na którym znajdują się szczyty Krizava, Wielka Luka i Veterny to również duży kompleks narciarski z dobrze rozbudowaną infrastrukturą. Z Martina można dojechać tutaj samochodem na sam szczyt, z czego chętnie korzystają na przykład wspominani wcześniej paralotniarze. Droga jest też również wykorzystywana przez rowerzystów i kolarzy, którzy dużą różnicę wysokości wykorzystują w swoich treningach. Przede wszystkim jednak jest to jednak kompleks narciarski z licznymi wyciągami i trasami zjazdowymi usytuowanymi na wschodnim zboczu, tuż nad Martinem. W lecie natomiast, jak się okazało, miejsce to upodobali sobie paralotniarze, którzy stok narciarski zamieniają w tym okresie na rozbieg. Uznaję zatem że widok paralotniarzy na tle Małej i Wielkiej Fatry będzie idealnym urozmaiceniem mojego dłuższego postoju.
Panorama jaką oferuje górna stacja wyciągu narciarskiego na Martinskim Holu, nieco pokrywa się z tym z Mincola. To co charakteryzuje mocno Małą Fatrę (podobnie zresztą jak i Tatry) to długie podejścia i zejścia dolinami, zanim osiągnie się grzbiet. Dlatego też, po długim odpoczynku postanawiam nie odkładać tego momentu na dłużej i rozpoczynam mój powrót do Turie wzdłuż zielonego szlaku.
Pierwsze kilometry zejścia są bardzo przyjemne. Ścieżka prowadzi przez rozległe hale, z których podziwiać można ogromny masyw Krizavy oraz Wielkiej Luki od zachodniej strony. Po pewnym czasie jednak, szlak wkracza w las a ja powoli żegnam się już z grzbietem Małej Fatry.
Trasa powrotna zazwyczaj kojarzy mi się ze zmęczeniem, mozolnym i długim zejściem doliną do noclegu czy też miejsca kończącego całą wycieczkę. Zejście z Wielkiej Luki do Turie pewnie należałoby właśnie do tego typu zejść, gdyby nie jeden fakt. Do miasteczka można wrócić podążając cały czas zielonym szlakiem, ale można również uatrakcyjnić sobie powrót, zaliczając po drodze jeszcze jeden szczyt. Jest to zdecydowanie powód, dla którego warto odbić w połowie zejścia na szlak niebieski. Droga powrotna wydłuży nam się przez to o około 40 minut. Dodatkowo czeka nas krótkie ale strome podejście na szczyt, o dosyć zabawnej dla nas Polaków nazwie, Cipcie (920 m n.p.m.). Szczyt ten jest częścią bocznej odnogi od głównego grzbietu Luczańskiej Małej Fatry. To co stąd zobaczymy to przede wszystkim szczyty Polomec oraz Kozol leżące po drugiej stronie doliny. Jeżeli natomiast spojrzymy na wschód, naszym oczom ukarze się Wielka Luka i prawie cała drogą, którą pokonałem tego dnia. Zawsze miło jest na koniec prześledzić sobie wzrokiem dodatkowo trasę, którą właśnie się przeszło. Nie jest to jeszcze jednak koniec atrakcji jakie oferuje szczyt Cipcie. Przysłowiową wisienką na torcie jest widok na zachód czyli na nieco bardziej spłaszczony i zurbanizowany teren na południe od Ziliny. Zbocza grzbietów tworzących dolinę, którą wiedzie szlak, stanowią jakby okno na Słowację. Lepszemu podziwianiu panoramy sprzyjają mniej zalesione stoki góry, co stwarza idealne warunki dla fotografów, zarówno profesjonalnych jak i amatorów. W tym momencie bez wahania stwierdzam, że pomimo zmęczenia, warto było dorzucić te kilka kilometrów marszu i metrów wzwyż, żeby zobaczyć to miejsce. Dalej czeka mnie już tylko zejście do Turie, początkowo lasem a dalej już uliczkami tego małego, słowackiego miasteczka. Zanim jednak wsiądę w samochód i ruszę z powrotem do Żywca, postanawiam zrobić zakupy w pobliskim markecie. Mój koszyk wypełnia to co najbardziej słowackie czyli Studenstka, Złoty Bażant i Kofola. Tak zaopatrzony mogę wreszcie wrócić do Polski.
Default Gallery Type Template
This is the default gallery type template, located in:
/home/bombillatexm/ftp/wp-content/plugins/nextgen-gallery/products/photocrati_nextgen/modules/nextgen_gallery_display/templates/index.php.
If you're seeing this, it's because the gallery type you selected has not provided a template of it's own.