Zaskakująco puste były ulice w Ustrzykach Górnych o siódmej rano. Był piątek, prognoza na pewną pogodę przez cały dzień, Bieszczady, gdzie te tłumy turystów? Dwóch chłopaków przemknęło przez ulicę, kierując się do sklepu w nadziei, że będzie otwarty. Niestety, tu ewidentnie żyje się wolniej a sklepy otwiera później. Pełen obaw skierowałem się na przystanek autobusowy. Najlepsza wersja planu na ten dzień, zakładała start z Wołosatego, dalej przejście za czerwonym szlakiem trasy przez Przełęcz Bukowską, Rozsypaniec, Halicz aż do Tarnicy. Następnie powrót przez Szeroki Wierch do Ustrzyk. Alternatywą, gdybym nie złapał transportu rano, było odwrócenie trasy. Na moje szczęście o siódmej rano odjeżdżał jeden autobus w kierunku Wołosatego (kolejny był chyba dopiero około dwunastej). Jak się później okazało dzięki rozmowie z kierowcą, autobus zabiera dzieci z okolicznych wiosek i zawozi do szkoły w Lesku. Mój rozmówca, poza wychwalaniem (zasłużonym) piękna Bieszczad, przybliżył mi również sytuację z transportem w tym rejonie i niezdrową konkurencją jaką stosują prywatni przewoźnicy. Często nie są oni nawet zarejestrowani w odpowiednim urzędzie, a i tak kursują na popularnych trasach i przewożą turystów bez rozkładów i sztywnych godzin. W Wołosatym miałem nawet okazję zobaczyć taki transport, który przywiózł turystów z Wetliny (jedynych jakich miałem przyjemność spotkać przez najbliższe kilka godzin).
Pierwszym zaskoczeniem jakie czekało mnie w tym dniu, była cena wstępu do Parku Narodowego. Opłata jest, nic w ty dziwnego, ale pierwszy raz spotkałem się z różnicowaniem ceny w zależności od szlaku jaki się wybiera. Co ciekawe, dłuższa droga, jaką ja miałem w planach była tańsza o złotówkę niż krótki szlak, biegnący bezpośrednio na Tarnicę. Ciekawa polityka. Pierwsze dwie godziny mojej wycieczki okazały się najnudniejszymi ze wszystkich trzech dni w tych górach. Gdy dotarłem do Przełęczy Bukowskiej, stwierdziłem, że było to gorsze niż droga do Morskiego Oka. Nieciekawy las, ubita droga, z której korzystają również samochody (jeden z krakowskimi rejestracjami nawet mnie minął), stacje drogi krzyżowej i delikatne nachylenie terenu. Jedyną atrakcją tego odcinka jest toaleta, która znajduje się tuż przed przełęczą. A jest ona ciekawa z tego względu, że wszystkie odpadki, które w niej ląduję (tylko te naturalne) zamieniane są przez specjalne dżdżownice w nawóz i wykorzystywane ponownie. Już kiedyś widziałem coś takiego w trakcie zdobywania Mont Blanc przy schronisku Tete Rousse. Wracając do Bieszczad, gdy zobaczyłem tabliczkę z napisem Przełęcz Bukowska, to nieco odetchnąłem. Byłem na wysokości 1110 m.n.p.m i w końcu zapowiadało się, że coś zobaczę. Szlak radykalnie w tym miejscu odbija pod kątem prostym na północ. Mnie jednak zaciekawiła droga, która prowadziła prosto na plac, na którym dostrzegłem dwa samochody, z czego jeden to ten, który wcześniej minął mnie na szlaku. Postanowiłem to sprawdzić. Po dwóch minutach znalazłem w miejscu, w którym po pierwsze kończyła się droga krzyżowa, po drugie miałem okazję zobaczyć strefę graniczną z Ukrainą a po trzecie, odsłonił mi się piękny widok na Karpaty ukraińskie. Bez chwili namysłu podszedłem do słupków granicznych i zrobiłem sobie kilka zdjęć. Nieco się zdziwiłem, bo do tej pory zawsze widywałem słupki polsko- słowackie i jest to zawsze jeden, biały betonowy słupek z literkami S i P. Tu miałem przed sobą dwa słupki, każdy w narodowych barwach swojego kraju a pomiędzy nimi wolną przestrzeń. Coś magicznego i dziwnego jest w tym miejscu. To uczucie towarzyszyło mi potem cały czas aż do Halicza. Bliskość dzikich Karpat Ukraińskich, nieskończonych lasów i szczytów, oraz świadomość tego, że jestem na najdalej na wschód wysuniętych szlakach w Polsce ekscytowała mnie. Gdzieś tam daleko na wschód były Gorgany, które miałem przyjemność przemierzać cztery lata temu i bardzo mile je wspominam. Wrażenia potęgowały dodatkowo jelenie, które będąc w trakcie rykowiska, wyły co chwilę z pobliskich lasów (chyba każdy, kto słyszy to po raz pierwszy zastanawia się czy tak właśnie brzmi niedźwiedź).
W tym miejscu, pierwszy raz zobaczyłem też pewien szczyt, który przez cały dzień nie dawał mi spokoju. Rzut okiem na mapę, dał odpowiedź co do nazwy owej góry. Kińczyk Bukowski- szczyt na Połoninie Bukowskiej, leżący na granicy polsko- ukraińskiej. Co prawda nie prowadzi do niego żaden szlak, ale w mojej głowie zrodziła się już myśl. Idąc cały na południowy- wschód z Przełęczy Bukowskiej widoczną gołym okiem ścieżką, dojdę na upatrzony szczyt. Rodził się zatem powoli plan na kolejny wypad w Bieszczady.
Wróciłem na szlak. W trakcie drogi na Halicz zrobiłem setki zdjęć, zatrzymywałem się co chwilę i patrzyłem. Nie mogłem nacieszyć oczu tym widokiem. Te Karpaty Ukraińskie w jakiś dziwny sposób przyciągały mnie do siebie. Oczywiście po drugiej stronie, coraz bardziej odsłaniała mi się Tarnica i Połoniny. W końcu sam nie wiedziałem na co patrzeć. Trasa prowadząca przez Rozsypaniec i Halicz, a dalej na Tarnicę, jest zdecydowanie jedną z piękniejszych widokowo dróg jakie przebyłem do tej pory. Trudno opisać to w słowach, trzeba to po prostu zobaczyć. Trudno było mi się rozstać z tymi widokami. Nawet długa przerwa na „obiad” na Haliczu nie pomogła. Widok stąd był cudowny. Na południowy- wschód tylko góry i las, z którego co chwilę słychać było ryki jeleni. Nieopodal szczytu na który się znajdywałem, w kierunku północno wschodnim znalazłem ciekawy kopiec, na który spod Halicza prowadziła ścieżka. Na mapie doczytałem, ze jest to Wołowy Garb- łysa, niezalesiona góra, zapewne z ciekawą panoramą. Kolejny interesujący szczyt poza szlakami.
Im bardziej oddalałem się od Halicza, tym mniej Ukrainy mogłem dostrzec. Coraz więcej natomiast widziałem tego co przede mną, czyli Tarnicy. Musze przyznać, ze z bliska, z tej perspektywy wygląda okazale. Tak samo zresztą jak Bukowe Berdo, które jeszcze przed wyjazdem polecało mi bardzo dużo osób. W dole też można było dostrzec krajobrazy warte kolejnych dziesiątek zdjęć. Dolina otaczająca Tarnicę, cała zalesiona w jesiennych kolorach robi dosyć spore wrażenie. Niestety jednak, im bliżej Tarnicy się znajdowałem, tym więcej osób spotykałem na szlaku. Zazwyczaj nie narzekam na ludzi, wychodzę z założenia, że góry są dla wszystkich i każdy kto chce, powinien czerpać z nich radość. Niemniej jednak, atmosfera Bieszczad sprawiała, że samolubnie chciałem te góry mieć tylko dla siebie. Było to jednak niewykonalne. Nie mogłem nawet zrobić sobie samotnego zdjęcia z krzyżem na szczycie Tarnicy. Jakiś wielkich tłumów nie było, ale z pewnością nie czułem się jak na Haliczu, gdzie cały szczyt był dla mnie. Moją uwagę szybko przykuł jeden osobnik, a mianowicie strażnik parku narodowego, które skrupulatnie pilnował, żeby nikt nie łamał regulaminu parku i nie przekraczał dozwolonych stref. Szybko znalazł się pod gradobiciem pytań z mojej strony. Musiałem uzyskać więcej informacji o Kińczyku Bukowskim i Opołonku (najdalej na południe wysunięty punkt w Polsce- lubię takie miejsca i dlatego chciałem to zobaczyć). Niestety okazało się, że z jednej strony władze parku zabraniają wędrówek poza szlakami, a z drugiej, spotkanie ze strażą graniczną, często tam przebywającą, mogłoby się źle skończyć. W jednej sekundzie, większość moich planów sprzed południa legła w gruzach. Póki co musiałem dać sobie spokój zarówno z Kińczykiem jak i Opołonkiem (wymagana byłaby zgoda dyrekcji parku, a na to podobno nikt się nie zgodzi, o ile nie chodzi o badania i tym podobne). Z lekko posępną miną rozpocząłem zejście do Ustrzyk Górnych przez Szeroki Wierch.
Szlak powrotny okazała się równie piękną trasą. W końcu mogłem dostrzec z szerszej perspektywy Bukowe Berdo, które już od dawna dołączyło do planów na kolejny wypad w Bieszczady. Aż nie chciało się schodzić z tej połoniny. Słońce cały czas świeciło, ja przed oczami miałem Połoninę Caryńską i Wetlińską i jakoś trudno było mi żegnać się, przynajmniej na dziś, z tymi widokami. Dlatego też, gdy znalazłem się na ostatniej polanie, tuż przed wejściem do lasu, zdecydowałem się na przerwę. Przyznam szczerze, że nigdy nie brałem ze sobą w góry kawy w termosie (tylko gdy szedłem gdzieś z tatą i to on na to nalegał). Tym razem kawa towarzyszyła mi codziennie i była strzałem w dziesiątkę. Smakowała wyśmienicie, choć była to zwykła rozpuszczalna kawa z mlekiem. W sumie u mnie to normalne. Często mam tak, ze wiem, ze coś jest dobre i idealne na daną chwilę (jak kawa czy herbata w termosie) a i tak tego nie robię. Mam nadzieję, że w końcu się przekonam i zacznę, bo nie wypada tak non stop prosić innych o ciepły napój na szlaku.
Finalnie okazało się, że dosyć wcześnie zszedłem do Ustrzyk Górnych, Była trzecia popołudniu. Miałem zatem sporo czasu jeszcze tego dnia. Przede wszystkim pierwsze kroki skierowałem do zajazdu, żeby coś zjeść i napić się piwa. Wybrałem miejsce w którym jeszcze nie byłem- U Eskulapa, a moje podniebienie zaspokoiły pierogi z mięsem i regionalny browar. W między czasie dużo uwagi poświęciłem mapie i zainteresowałem się odległymi, wschodnimi terenami Polski łącznie ze szlakiem prowadzącym do źródłem Sanu. Kolejny ciekawy pomysł na przyszłość. W drodze do hotelu zadbałem jeszcze o zakupy na kolejny dzień oraz o pamiątki (magnesy na lodówkę i mapa). Czas w hotelu zleciał mi na prysznicu, pakowaniu się na kolejny dzień, kilku drinkach z whisky i odpoczynku. Wieczorem nie miałem szczególnie ochoty na siedzenie w knajpie. Pomyślałem bardziej o tak zwanym plenerze. Pierwotnie miał to być jakiś malutki szczyt w okolicy ale finalnie skusiła mnie rzeka Wołosate, gdzie mogłem przez chwilę posiedzieć w ciszy i spokoju. Długo to nie trwało bo szybko zgłodniałem i trzeba było wracać do „centrum” na kolację. Wieczorem zauważyłem, że mój hotel ma również basen, co było dużym zaskoczeniem. Nie zastanawiając się zbyt długo wskoczyłem do wody w pomieszczenie, żywcem wyjętym z minionej epoki. Wszystkie ściany i podłoga wyłożone białymi kafelkami, woda w basenie delikatnie podświetlona i nikogo zainteresowanego tym obiektem poza mną. Żałowałem, że nie odkryłem tej atrakcji dzień wcześniej. Idealne zakończenie dnia.
Default Gallery Type Template
This is the default gallery type template, located in:
/home/bombillatexm/ftp/wp-content/plugins/nextgen-gallery/products/photocrati_nextgen/modules/nextgen_gallery_display/templates/index.php.
If you're seeing this, it's because the gallery type you selected has not provided a template of it's own.