Urlop w kraju to ogólnopolska akcja, która miała na celu wypromowanie polskiej turystyki i pokazanie jak piękny jest nasz kraj. 16 blogerów wyruszyło w 16 województw i swoimi oczami prezentowali określone regiony. I właśnie do tej akcji dostałem zaproszenie również ja, które oczywiście od razu przyjąłem.
Jeszcze przed wyruszeniem na urlop w kraju, długo zastanawiałem się, które województwo jest tym najlepszym, które chciałbym dostać najbardziej. Myślałem sobie o podkarpackim albo małopolskim. Bo jest tam dużo terenów górskich, które w większości znam i które chętnie odwiedzę i pokażę. Tymczasem los i szczęśliwa ręka losującego wysłała mnie na Dolny Śląsk. Początkowo nie wiedziałem co o tym myśleć. Niby będę miał Sudety na wyciągnięcie ręki, ale jest to jednak rejon Polski, którego totalnie nie znam. Do tej pory moje podróże w tej okolicy kończyły się na Wrocławiu, Śnieżniku i Karpaczu. Teraz miałem tam spędzić 14 dni odkrywając nie tylko góry, ale wszystko co ciekawego na Dolnym Śląsku można zobaczyć. Dużo znaków zapytania ale i ekscytacji, która narastała im bliżej było do startu całej akcj


A co wypełnia mnie niecałe trzy tygodnie później? Ogromna radość, tysiące emocji, jeszcze więcej wspomnień i zadowolenie nie tyle z faktu, że wziąłem udział w tej akcji, ale z tego jak pokazałem Dolny Śląsk i jak przeżyłem te dwa tygodnie. To nie jest czas i miejsce na pisanie obszernej relacji dzień po dniu z tego co widziałem i gdzie byłem. Na to znajdzie się odpowiedni moment i forma nieco później.
Dolny Śląsk, czyli Sudety, zamki, niemieckie tajemnice, Wrocław i bogata historia. O tym cały czas myślałem sobie, jadąc na południowy- zachód. Wiedziałem że okolica mi kilka miejsc, które są klasykami, i które warto zobaczyć, chociażby jak zamek Książ pod Wałbrzychem, słynne sztolnie pod górami Sowimi czy wreszcie królową Sudetów- Śnieżkę. O ile na górskie atrakcje nastawiałem się z wielkim optymizmem i zadowoleniem, o tyle na te nieco bardziej turystyczne i miejskie miejsca, traktowałem trochę z przymrużeniem oka. Tym bardziej ogromne było moje zdziwienie, gdy już pierwszego dnia odwiedziłem słynną sztolnie, tajemniczego kompleksu Riese. Nigdy nie byłem fanem historii, ale w takim miejscach jak Osówką, chcąc nie chcąc ciekawość narasta i chcesz dowiedzieć się jak najwięcej. Jednocześnie masz świadomość, że wszystkich sekretów i tak nie odkryjesz, bo większość z nich nadal pozostaje tajemnicą. I chyba właśnie dzięki podziemnemu miastu pod Osówką zmieniłem całkiem nastawienie do atrakcji nieco mniej górskich, które klasycznie zwiedza się po wykupieniu biletu. Na mojej liście miejsc odwiedzonych, które warto polecić dalej znalazły się jeszcze: Twierdza Srebrna Góra, Zamek Grodno, twierdza w Kłodzku, Bystrzyca Kłodzka sama w sobie, jaskinia Niedźwiedzia, Zdrój Wojciech w Lądku Zdrój oraz pijalnie wód mineralnych w Kudowie Zdrój. Zabrakło czasu na zamek Książ oraz Wrocław, ale uważam że są to takie atrakcje, które same w sobie się bronią i zawsze przyciągną turystów. Zamiast tego wolałem spędzić pół dnia w Kudowie Zdrój i odwiedzić na przykład muzeum zabawek.


Nie będę jednak ukrywał, że to co dla mnie najważniejsze na Dolnym Śląsku to góry. Sięgając wstecz pamięcią, była to moja piąta wizyta w Sudetach, ale to ona okazała się właśnie tą, która zmieniła całkowicie mój obraz do tego pasma. Zrodziła wielką miłość mówić w skrócie. Okazało się bowiem, że jestem bardzo kochliwy, i codziennie moje serce znajdowało nowy obiekt do westchnień na Dolnym Śląsku. Zaczęło się od gór Sowich, które pokazały mi jak wyglądają wieże widokowe w tych okolicach. Nie są to raczej drewniane konstrukcje do jakich przyzwyczaiły mnie Beskidy. Tak samo jak nie przyzwyczaiły mnie do ogromnych bloków skalnych i iglic jakie już kolejnego dnia widziałem w Górach Stołowych. Mglista, deszczowa pogoda jeszcze bardziej spotęgowała efekt, gdy rano przechadzałem się po lesie pomiędzy wychodniami skalnymi. Podobnie, gdy z wielkim trudem ale nie schodzącym uśmiechem na twarzy przeciskałem się pomiędzy „błędnymi skałami” mając z tego ogromną frajdę. Ta osiągnęła jednak punkt szczytowy na koniec dnia, gdy zawędrowałem na Szczeliniec Wielki i w pełni mogłem cieszyć się już nie tylko skałami i Małpoludem, ale również kapitalnymi widokami, porównywalnymi moim zdaniem do tych z Trzech Koron w Pieninach.


No ale Kotlina Kłodzka nie kończy się na Górach Stołowych i Sowich. Jest ich tam znacznie więcej, a ja miałem okazję zawitać jeszcze w góry Złote, Orlickie, Bialskie i w Masyw Śnieżnika. Szczególnie ten ostatni po raz kolejny pokazał mi, że nie zawsze to co najwyższe jest najpiękniejsze. W momencie gdy wszyscy tłumnie napierali na Śnieżnik, ja postanowiłem spędzić w samotności poranek na pobliskim Trójmorskim Wierchu. I to był strzał w dziesiątkę.
Drugi tydzień Urlopu w Kraju, spędziłem na zachodzie województwa, w trzech zupełnie odmiennych od siebie krainach geograficznych. Mowa tutaj o Rudawach Janowickich, Karkonoszach i Izerach. Rudawy mogę skomentować podobnie jak góry Stołowe- skały i cudowne wychodnie z widokami. Jednak jest w Rudawach coś wyjątkowego i magicznego. O ile Stołowym troszeczkę uroku odbiera ilość które odwiedzają park narodowy, o tyle w Rudawach jest znacznie ciszej i spokojniej. A skały można znaleźć równie wysokie i oryginalne jak w tym pierwszym. Szczególnie polecić mogę wschód słońca na Cycuchach.
Czy Karkonosze potrzebują reklamy i zachęty do odwiedzenia? Patrząc na ilość osób, które wspólnie ze mną przemierzały szlaki, wydaje się że nie. Ale warto zaznaczyć, że to pasmo nie kończy się na Śnieżce, i że piękne miejsca można odkryć kilka kroków dalej. Ja znalazłem takie punkty na Czole, Kamiennym Stole, przełęczy Karkonoskiej czy też przy Śląskim Kamieniu. Ale niech każdy sam je odkryje i zobaczy na własne oczy o czym mówię.


Na deser pozostały Izery, które nie były w planie i pierwotnie miały być krótkim spacerem na najwyższą Wysoką Kopę. Gdy jednak na parkingu w Jakuszycach zobaczyłem wypożyczalnię rowerów od razu zaświtało mi że przecież Izery, to właśnie rowery. I tak też postanowiłem poznać to pasmo. Wysoką Kopę udało się zdobyć, niecodziennie jak dla mnie, bo na rowerze a dzięki dwóm kółkom dotarłem tego samego dnia również do chatki Górzystów i skosztowałem słynnych naleśników z borówkami. Zdecydowanie są to najlepsze naleśniki tego typu jakie jadłem w życiu i warto wrzucić w siebie te kalorie, tym bardziej jak wcześniej spaliło je się na szlaku. Krótka przejażdżka po Izerach (w sumie 30km) przyniosła ból pewnej części ciała kolejnego dnia, ale w ogóle tego nie żałowałem. Wręcz przeciwnie, postanowiłem znaczniej częściej wybierać rower jako aktywność górską nie tylko w Izerach.
Pod koniec zeszłego roku planowałem, że w 2020 przejdę Główny Szlak Sudecki. Jednak już na początku bieżącego roku wiedziałem, że jednak to się nie spełni. Zamiast tego miałem okazję spędzić dwa tygodnie na Dolnym Śląsku i zapoznać się z większością pasm górskich jakie się tutaj znajdują. I chyba właśnie tak miało się wydarzyć. Śmiało mogę powiedzieć, że skoro każdego dnia zakochiwałem się w kolejnych miejscach, to finalnie i dla całych Sudetów pojawiło się ogromne miejsce w moim sercu. Zdaję sobie sprawę, że tylko liznąłem tego pasma, ale to wystarczyło, żeby zapoznać się z okolicą, topografią i nabrać ogromnej ochoty na powrót. Nie tylko na krótkie wypady w określone góry, ale również aby w całości przejść Główny Szlak Sudecki. Już nie mogę się doczekać tej przygody.
Udział w projekcie Urlop w Kraju to dla mnie z jednej strony ogromne wyróżnienie, a z drugiej kolejna porcja pozytywnych emocji, które czułem chociażby w trakcie pokonywania GSB w 2019 roku. Cieszę się, że mogłem poznać lepiej Dolny Śląski i mam ogromną nadzieję, że zachęciłem tym samym i innych do podróżowania po całej Polsce. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić i powinniśmy poznawać to co nasze i bliskie. Dla fanów gór, do których ja się zaliczam, Sudety to niekończąca się kraina pełna mniejszych i większych szczytów. To pasmo dla dosłownie każdego: amatora, wyjadacza, turysty, rodziców z dziećmi, wspinaczy, fotografów, dla każdego. Ruszamy zatem na Dolny Śląsk i w Polskę! Do zobaczenia na szlaku.

Dziękuję organizatorom akcji Urlop w Kraju za zaproszenie i możliwość wzięcia udziału w evencie. Więcej na ten temat znajdziecie na stronie:
oraz w social mediach @urlopwkraju
Dziękuję firmie Alphabet Polska za użyczenie samochodu marki BMW na czas trwania akcji.
Dziękuję wreszcie hotelom, agroturystykom oraz pensjonatom, które mnie ugościły. Śmiało mogę każdemu z was polecić te miejsca, jeżeli wybieracie się na wypoczynek właśnie na Dolnym Śląsku.
Góry Stołowe i Góry Sowie- Agroturystyka Koko Ryku, Nowa Ruda:
https://kokoryku.pl/
Góry Złote, Bialskie- Hotel Alhambra, Lądek Zdrój:
https://alhambra.pl/
Masyw Śnieżnika, Góry Orlickie, Villa Cam In Ski, Zieleniec :
https://www.caminski.pl/
Rudawy Janowickie, Karczma Skalna, Miłków:
Karkonosze, Pensjonat Toreja, Karpacza:
Karkonosze, Izery, Platinum Mountain Hotel & SPA, Szklarska Poręba:
Dziękuję również Hotelowi Droblin, za organizację i gościnność podczas podsumowania całej akcji. Co prawda gór na Podlasiu nie ma, ale jak będę szukał ciszy i spokoju na wschodzie, to z pewnością do Was zajrzę ponownie. I czytelnikom również gorąco polecam ten obiekt 😉
