WAKE UP CALL- jak podaje strona www.dictionary.cambridge.org jest to szokujące wydarzenie, które zmienia sposób myślenia konkretnej osoby. Sięgając pamięcią wstecz, kilka takich wake up calli w swoim życiu mogę odnaleźć i je wskazać. Co prawda nie były one nagłe ani szokujące, ale z pewnością zmieniły nie tylko mój sposób myślenia, ale i całe życie.
I haven’t got much time to waste
It’s time to make my way
I’m not afraid of what I’ll face
But I’m afraid to stay
(Madonna “JUMP”
Pamiętam jak kilka lat temu, mniej więcej w 2011 roku, gdy jeszcze pracowałem w korporacji, w centrali banku, wybrałem się na krótki urlop do domu do Żywca. W trakcie tej wizyty, pewnego popołudnia uzbrojony w słuchawki w uszach, wybrałem się pobiegać na pobliski szczyt- Łyskę (640 m n.p.m.). Tuż po zbiegnięciu z góry, przysiadłem na chwilę w moim ulubionym miejscu z kapitalnym widokiem, któremu trudno się oprzeć. Patrzyłem na mój dom- czyli dzielnicę Żywca Kocurów, na pasma Beskidu Małego i Śląskiego bardzo dobrze widoczne z tego punktu i wreszcie na jezioro Żywieckie. Ten obraz znam na pamięć ale za każdym razem chcę się nim napawać i zachować w głowie na kolejne dni, gdy będę już kilkaset kilometrów dalej w Warszawie. I tak siedziałem i patrzyłem, gdy nagle w uszach rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki „Jump”. Chwilę po nich pojawiły się słowa, które wyjątkowo, właśnie w tym momencie trafiły do mnie, jak nigdy wcześniej.
Nie mam dużo czasu do stracenia, to najwyższa pora żeby obrać moją drogę. Nie obawiam się tego co mnie czeka, ale obawiam się stania w miejscu.
Słuchałem jak zaczarowany. Patrzyłem na Żywiec, który kocham ponad życie i na Beskidy które nad nim górują. Ja chcę tu zostać, chcę tu być tyle dni na ile mam ochotę. Nie chcę czuć smutku, gdy wsiadam do pociągu i wracam na północ. Nie chcę znowu iść do nudnej pracy w korpo i odgrzebywać maile z okresu kiedy mnie nie było. Myśli kotłowały się jedna po drugiej. Myśli dosyć negatywne i niemiłe, bo w większości skupione na tym czego nie chcę, a wiem że mnie czeka. I wtedy usłyszałem kolejne słowa piosenki.
Are you ready to jump?
Get ready to jump
Don’t ever look back, oh baby
Yes, I’m ready to jump
Just take my hands
Get ready to jump
Czy ja jestem gotowy na mój skok? Czy to jest ten moment, żeby spojrzeć w przyszłość i robić to, co się tak naprawdę zawsze chciało robić w życiu? Na to nigdy nie ma idealnego, zaplanowanego momentu, więc tak.
Minęło około ośmiu lat od tego wydarzenia, ale ja je bardzo mocno zarejestrowałem w głowie i do tej pory mam ten obraz przed oczami. To zdecydowanie był mój wake up call, zaszyty w słowach pewnej piosenki. Co prawda zmiana nie była gwałtowna i natychmiastowa, ale ten moment dał impuls do działania. Skierował mnie na moją drogę i zmotywował bym poświęcił więcej czasu na doprowadzenie do owej zmiany. Nie minął rok, a ja rozstałem się z bankiem i otworzyłem swoją własną firmę. Skoczyłem, odnalazłem nowy tor, którym chciałem podążać i na nim skupiłem moją uwagę.
Wake up call, czyli moment który uderza cię znienacka i popycha do działania, to tylko impuls i zalążek zmiany. Motywację do pracy zawsze musisz znaleźć sam w sobie. Od kiedy pamiętam, zawsze chciałem mieć swoją własną firmę i zarządzać własnym przedsiębiorstwem. W podstawówce nie miałem czegoś takiego jak wymarzony zawód, za to wiedziałem, że chcę być na przysłowiowym swoim. I to z pewnością spowodowało, że podświadomie już w wieku 26 lat zapragnąłem realizacji tego celu. Z perspektywy czasu myślę jednak, że dużo ważniejszym czynnikiem była chęć bycia niezależnym. Gdybym miał wskazać jedną z cech, którą cenię w życiu najbardziej, to niezależność byłaby zapewne na podium. Jestem człowiekiem, który sam chce decydować o tym co będzie robił danego dnia, kiedy będzie pracował, jak ta praca ma wyglądać i który sam będzie się rozliczał z uzyskanych efektów. To zdecydowanie dużo bardziej mnie motywuje, niż praca dla korporacji, dla kogoś innego tylko po to by wysoka premia zasiliła moje konto. Własna firma, pomimo panującego przesądu, że jest to praca 24 godziny na dobę, jest dużą niezależnością i swobodą. Na pewno większą niż praca w dużej organizacji. Można zatem stwierdzić, że bycie właścicielem biznesu to większa niezależność, a to oznacza bardziej elastyczną pracę. Ta z kolei, przy odpowiedniej organizacji czasu, może doprowadzić do częstszych wyjazdów. Tym sposobem dochodzę do trzeciego czynnika motywacyjnego- góry. Porównując 26 dni urlopu jakie gwarantowała mi praca na etacie w banku oraz czas jaki mogłem spędzać w górach mając własną firmę, ta druga opcja przebija pierwszą bez zastanowienia.
Motywację miałem zatem ogromną, by zmienić moje życie zawodowe. I to się udało. Mając 26 lat i świeżo obroniony dyplom magistra, realizuje swój cel jeszcze z czasów młodości- staję się współwłaścicielem firmy. Wiem, że na tamten moment było to możliwe, ponieważ w banku poznałem mojego przyszłego przyjaciela i wspólnika- Łukasza. To razem z nim, wzajemnie się motywując ale przede wszystkim, dzieląc obowiązki pomiędzy siebie zgodnie z naszymi kompetencjami, otwieramy pierwszy lokal gastronomiczny w Warszawie. Nie mam zielonego pojęcia jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie poznał tego człowieka. Nie wiem czy byłbym w tym samym miejscu. Zamiast jednak zastanawiać się i teoretyzować, wolę wychodzić z założenia, że nic nie dzieje się bez powodu, i że właśnie w banku miałem poznać mojego przyszłego wspólnika. To diametralnie odmieniło moje życie, i to jeszcze przed trzydziestką.
I tak tez faktycznie się stało. Zmienił się charakter mojej pracy, ludzie, cele i ilość czasu, który mogę poświęcać na to co siedzi mi w głowie. Zwiększyła się również częstotliwość moich pobytów w górach. Mogę śmiało uznać, że zyskałem wszystko co chciałem. Taki stan trwał przez mniej więcej cztery lata, kiedy to zapragnąłem więcej. Czułem wewnętrznie, że nie realizuję się w obecnym zajęciu w 100% i nie wykorzystuje w pełni moich możliwości. Jestem umysłem mocno ścisłym i analitycznym. Z tego też powodu, własną firmę od samego początku analizowałem z każdej możliwej strony za pomocą liczb i tabelek. Ale to nie wystarczyło. Aby zaspokoić moje liczbowe zamiłowania, powstały Liczby na Talerzu, które pierwotnie były blogiem dotyczącym zarządzania lokalem gastronomicznym od strony kosztowej. Z czasem doszły artykuły w czasopismach branżowych, wystąpienia na konferencjach gastronomicznych, warsztaty i szkolenia, praca bezpośrednia z klientem oraz doradztwo dla innych restauracji. W ciągu trzech lat od kiedy prowadzę Liczby na Talerzu, widzę jak bardzo ten projekt się rozwinął. Jednak to co najważniejsze, to fakt jak ja się zmieniłem i jak dużo zyskałem dzięki tej pracy. Pierwsze konferencje pokazały mi, że wystąpienia publiczne są bardzo przyjemne, satysfakcjonujące i że chcę to robić w przyszłości. Podobnie ze szkoleniami. W liceum pewnie nie pomyślałbym o tym, że w wieku 30 lat będę regularnie prowadził warsztaty i zostanę trenerem, ale tak właśnie się stało. W tym wszystkim kluczowe jest to, że zajęcia te sprawiają mi ogromną radość, co również udziela się osobom z którymi mam przyjemność współpracować. Po trzech latach działania projektu Liczby na Talerzu, jestem w zupełnie innym miejscu niż po trzech latach pracy w korporacji. To chyba najlepszy dowód dla mnie na to, że w życiu warto robić to, co sprawia nam największą przyjemność, bo to prowadzi do rozwoju.
Wróćmy jeszcze do roku 2016, bo poza Liczbami wydarzyło się wtedy coś równie ważnego i istotnego. W tym roku, w okresie wakacyjnym wybrałem się z moimi znajomymi w góry Kaukaz, by zdobyć najwyższy w tym paśmie- Elbrus oraz pobliski Kazbek. Na szczycie tego pierwszego stanęliśmy, niestety drugi nie był już tak łaskawy i zmusił nas do wycofu na kilkaset metrów przed końcem wspinaczki. Niemniej jednak do Polski wracaliśmy bardzo szczęśliwi, bo nadrzędny cel został zrealizowany. Już na miejscu w Polsce, w głowie krążyła mi jedna myśl- blog górski. Myślałem już o tym od jakiegoś czasu, ale zawsze nie było dobrego momentu by to zrobić. Powrót z Kaukazu okazał się idealnym okresem. Miesiąc później swoje narodziny miał W Szczytowej Formie, który jak się później okazało, kolosalnie wpłynął na moje dalsze życie. Założenie konta na Instagramie plus dużo pracy włożonej w rozwój całego projektu, wywołało reakcję łańcuchową, która trwa do dzisiaj. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że każdy wybuch w tej reakcji, u mnie wywoływał ogromną radość i napędzał do dalszego działania. Każda miła wiadomość od kogoś z zewnątrz, od obserwatora, każda propozycja współpracy i wreszcie każdy kolejny wyjazd w góry, powodował że ja z nową energię zabierałem się do pracy nad blogiem. Z natury jestem człowiekiem mocno zmotywowanym przez samego siebie, ale faktem jest, że energia uzyskana od innej osoby, działa równie mocno jak i ta wewnętrzna. Mając zatem dwutorową i wzmożoną motywację, ten projekt musiał się udać. I po trzech latach funkcjonowania W Szczytowej Formie z ręką na sercu mogę uznać, że się udał, a jego zapoczątkowanie było jedną z lepszych decyzji jakie w życiu podjąłem. To nie jest miejsce by pisać o tym jak z biegiem czasu rozwijał się blog, na to przyjdzie jeszcze czas. Chcę zaznaczyć, że prosta decyzja o założenia instagramowego konta (która nie była jednak spontaniczna, ale analizowana od jakiegoś czasu) oraz wysiłek włożony w budowę tego projektu, zaowocował i zmienił moje życie. Zmienił je na dużo lepsze i bardziej szczęśliwe życie.
Góry kochałem zawsze. Od małego były one moją pasją, ale chyba tak naprawdę dopiero W Szczytowej Formie pokazało mi jak bardzo są one dla mnie ważne, i jak dużo radości potrafią mi sprawić. W pewnym momencie pasja stała się uzależnieniem a następnie częścią mojego życia, która pochłaniała co raz to więcej czasu. Zacząłem analizować wszystkie moje czynności codzienne i oceniać, które lubię wykonywać, które przynoszą mi satysfakcję oraz te, które stały się dla mnie udręką. Dzięki temu zrozumiałem, że moja dotychczasowa praca, czyli prowadzenie lokalu gastronomicznego w Warszawie, przestało mnie już cieszyć. Nie chciałem tego robić. Za to więcej czasu chciałem poświęcać na Liczby na Talerzu oraz na W Szczytowej Formie. Podobnie jak 6 lat wcześniej, znowu chciałem być niezależny i samodzielny. Fakt, że prowadzę spółkę w Warszawie wraz z moim wspólnikiem, zaczął mi ciążyć. Zapragnąłem zmiany i powiedziałem o tym głośno…
Decyzję o sprzedaży shot baru podjęliśmy w kwietniu 2018 roku. Zanim to nastąpiło, minęło kilka miesięcy. Finalnie umowę sprzedaży podpisaliśmy w styczniu 2019 roku a ja poczułem się w pełni wolny. Pozbyłem się mojego głównego źródła dochodów. Czy się obawiałem? Trochę tak, ale byłem pełen wiary w to, że jak zainwestuję więcej czasu w coś co chcę robić i co czuję całym sercem, to wszechświat będzie mi sprzyjał. Minął prawie rok funkcjonowania w takim trybie a ja nadal żyję. Mało tego, chyba nigdy nie działo się w moim życiu tak dużo, a ja nie byłem nigdy tak szczęśliwy jak w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Jestem zatem pewien, że była to słuszna decyzja.
Cztery momenty w ciągu zaledwie 6 lat, które zmieniły moje życie ale i mnie samego. Rzucenie pracy w banku i założenie własnej firmy, zapoczątkowanie projektu Liczby na Talerzu, narodziny W Szczytowej Formie i wreszcie sprzedaż firmy i poświęcenie się w całości dwóm autorskim projektom. Te wake up calle ukształtowały mnie i sprawiły, że jestem człowiekiem spełniającym się, szczęśliwym i bardzo aktywnym. Czuję, że mam jeszcze dużo do zrobienia. Co chwilę pojawiają się kolejne pomysły a ja odkrywam w sobie nowe cechy charakteru, które pozwalają mi rozwijać się w obszarach do tej pory mi nieznanych. Pracuję tak jakby cały czas 🙂 Ale każdemu życzę takiej pracy i satysfakcji z tego co się robi ! A wy macie już za sobą jakieś przełomowe momenty w życiu?
Pst. tu o moich momentach przebudzenia możecie dodatkowo posłuchać 😉
Dziękuje Ci Tomku za prawdziwą opowieść o tym jak ważne są w życiu zmiany i podążanie za swoimi marzeniami. Sam po raz kolejny realizuje swój wake up call i pomimo lęków oraz obaw wiem, że mi się uda. Twój artykuł dodał mi jeszcze więcej wiary i wiatru w moje żagle by wypłynąć w dal ku nie znanym mi rzeczom i spełnieniu marzeń.
Jesteś cudownym człowiekiem i życzę Ci spełnienia w tym co robisz. Cytując jedną z piosenek ze spotu reklamowego ramówki telewizyjnej.
“Każdy, kto tu trafi,
Na więcej natknie się.
Świat idealny cię zaprasza,
Zapomnisz, że to sen.
Lecisz w dół, czujesz strach, pomimo i tak
Próbujesz wznieść się wyżej, bo wiesz, że tutaj dostaniesz
Więcej
Więcej, więcej, więcej, więcej
Więcej
Więcej, więcej, więcej, więcej
Więcej
Więcej, więcej, więcej, więcej
…
Więcej odnalazłam dziś
Więcej chcę pokazać ci
Więcej
Więcej, więcej, więcej, więcej”